Na co dzień jestem kobietą sukcesu. Mam pod sobą dziesiątki ludzi, których życie mogę zmienić pstryknięciem palców. W domu jednak, gdy wracam do niego… jestem od razu suką. Brudną szmatą, która czeka tylko na to, aż jej pan zacznie nią pomiatać. I co tu dużo mówić… Uwielbiam to.
W ciemnym pomieszczeniu paliło się tylko jedno światło. Prosta lampa wisząca z sufitu punktowo oświetlała rudowłosą kobietę, siedzącą na krześle. Jedno ramię miała wolne i to dzięki niemu mogła powoli palić długą cygaretkę, którą smakowała jak najwyborniejszą szkocką whisky. Miała na sobie ledwie bieliznę, na szyi obrożę z małymi ćwiekami. Kostki obu nóg i prawy nadgarstek przywiązane były czerwonym sznurem do nóg krzesła i podłokietnika.
– Czemu lubię być suką? – zaczęła mówić w pozorną próżnię. Światło oświetliło jej twarz, ukazując bezwstydnie rozmazany makijaż – Bo na co dzień ja robię suki z innych. Zarządzanie korporacją, trzymanie najtwardszych mężczyzn za jaja, aż robią się potulni jak baranki… To w końcu staje się nudne – zaciągnęła się i wypuściła strużkę błękitnawego dymu – Potrzebuję odskoczni. Potrzebuję, by ktoś mnie sponiewierał, zeszmacił, zrobił ze mnie kurwę.
– Uwielbiam – kontynuowała – gdy mój pan chwyta mnie za szyję. Przydusza mnie tak, że tracę przytomność. Gdy wypełnia mnie sobą i uderza otwartą dłonią. Nie muszę trzymać kontroli… Wprost przeciwnie. Jestem kontrolowana. Robię się absolutnie mokra, gdy skuwa mnie na środku pokoju, tylko po to, by mnie taką zostawić. A później wraca i łoi mnie rózgą – uśmiechnęła się, a czerwona, rozmazana na zębach szminka zabłysła w świetle lampy – Ból… nie do zniesienia – pokręciła lekko głową – Nie do zniesienia jest to, że po uderzeniu nie nadchodzi kolejne, choć wiem, że byłam niegrzeczną szmatą. Moje pośladki potrzebują porządnego lania…
Z ciemności wyłoniło się ledwie ramię. Duża dłoń chwyciła za stanik i rozdarła go. Kobieta szarpnęła się z jękiem. Para kształtnych piersi zakołysała się. Idealnie okrągłe różowe sutki efektownie zdobiły ich kolisty kształt. Szmata, która pozostała z biustonosza, bezwładnie wisiała na ramionach. Strach przemieszany z podnieceniem zagościł na twarzy kobiety, by w końcu przejść w uśmiech kusząco wykrojonych ust. Strzepnęła tylko lekko tytoń z końca cygaretki, a gorący żar spadł na skórę jej uda, wywołując delikatne pieczenie.
– Zawsze – podjęła znów – czuję ten niesamowity skurcz w miednicy, gdy wracam do domu. Wiem, że tam moje dominium się kończy. Że zaraz będę ledwie dziwką, workiem na nasienie, który ma spełnić pragnienia swojego mistrza. Czasem… ledwie przekroczę próg domu, gdy już zostaję przyciśnięta do drzwi i brutalnie zerżnięta. Czuje, jak wówczas moja twarz wgniatana jest w zimne drewno skrzydła. Jak moje ciało niemal rozrywane jest przez czystą żądzę. Mój mistrz… często wykracza poza bycie mężczyzną. Czasem myślę, że jest samą energią. Mocą, która opanowała mój dom, moje ciało, moją duszę.
Z cienia wyłoniła się dłoń trzymająca szpicrutę. Pętelka wieńcząca narzędzie tortur sunęła po skórze jej nogi ku górze. Kobieta patrzyła na nią z pełnym napięcia wyczekiwaniem. Wypisane na jej twarzy pragnienie i lęk rejestrowane było przez czujne oko kamery, której obecność zdradzała ledwie czerwona lampka. Świst przeciął powietrze, kończąc się głośnym plaskiem, któremu zawtórował jęk – pełen bólu i nieopisanego podniecenia.
– Uwielbiam – głos kobiety drżał – gdy mój pan się ze mną drażni. Gdy mnie doprowadza na kraniec, by zaraz od niego odejść. By wywołać pierwszy skurcz orgazmu i pozostawić mnie, sfrustrowaną, porzuconą, niespełnioną. Pokornie przyjmuję każdą karę – gdy to mówiła, jej ciało gięło się pod dalszym ruchem sztywnego bata, który odnalazł swoją drogę do jej piersi – I pragnę być suką jeszcze bardziej. Jeszcze mocniej. Tu i teraz – spojrzała bezwstydnie w oko kamery. Uśmiechnęła się, a zza jej głowy wyłoniły się dwie męskie dłonie, trzymające w palcach knebel zakończony czerwoną kulką.