Od pewnego czasu staramy się odnajdywać nowe doznania erotyczne. Szukamy innych pozycji, miejsc, inwestujemy w gadżety erotyczne… I ostatnio wpadł mi w oko jeden, który chciałem z nią wypróbować.
Odebrałem paczkę od kuriera. Od razu zajrzałem do środka. Jest… Uśmiechnąłem się, widząc lśniący czarny materiał. Wiedziałem, że dla niej będzie to już pewne ekstremum, ale z drugiej strony… Szukaliśmy nowych doznań.
Tego dnia kazałem się jej ubrać w ulubioną bieliznę. Założyła na siebie pończochy samonośne, stringi i mocno wykrojony stanik. Zapytałem ją, czy mi ufa. Zdziwiła się, ale przytaknęła. Kazałem jej więc zamknąć oczy. Zrobiła to. Obszedłem ją od tyłu i wyciągnąłem prezent.
– Nie otwieraj oczu. Niezależnie od wszystkiego – wyszeptałem. Włoski na jej ramionach uniosły się. Gęsia skórka i dreszcz… O to chodziło. Wpierw do szyi przyległ ciasno lateksowy pasek, zapinany na klamrę z tyłu. Następna była maska… Czarna, lateksowa maska na zatrzaski z tyłu głowy. Wyciągnąłem tylko przez jeden z niewielu otworów włosy, dzięki czemu miała efektowną kitkę. Kolejny otwór znajdował się w miejscu ust. Pozostałe dwa to były dziurki przy nosie. Maska nie miała miejsca na oczy. Musiała je mieć cały czas zasłonięte.
– Włodek – szepnęła z obawą w głosie.
– Mówiłaś, że ufasz – szepnąłem. Drgnęła, nie spodziewając się moich ust tuż przy jej uchu.
Milczała. Widziałem, jak jej piersi falują przy kolejnych oddechach. W końcu skinęła głową.
– Poczekaj tu – zostawiłem ją na środku pokoju. Bez jakiejkolwiek podpory. Szedłem cicho, tak, aby mnie nie słyszała. Stanąłem naprzeciw niej. Była absolutnie piękna, mimo że nie widziałem twarzy. Mogłem lepiej kontemplować jej ciało. A z drugiej strony… ten lęk, który krył się pod maską, nakręcał mnie mocno. Nie mogła zrobić choćby kroku, będąc całkowicie zależną ode mnie. Zakradłem się znów w bok. Nie powiodła głową w moją stronę. Więc nie wiedziała.
– Skarbie – szepnąłem i dopiero wtedy odwróciła do mnie twarz. W tym ruchu wyraźnie było widać zaskoczenie. Jak mi się to podobało… – podejdź do mnie.
Odwróciła się powoli. Niepewnie. Próbowała dać jeden krok, ale traciła równowagę.
– Jak? Nic nie widzę.
– Na czworaka… pełznij.
Zawahała się. Po chwili jednak uklękła. Ruszyła w moim kierunku. Szła na czworaka powoli, kołysząc ciałem.
– Idź za moim głosem – cofałem się powoli, upewniając się, że nie wpadnie na nic po drodze. A ona pełzła. Wierna. Zależna ode mnie. Nie sądziłem, że tak drobny element stroju może wprawić mnie w takie podniecenie.
W końcu doszliśmy do sofy. Usiadłem na niej, a zgrzyt sprężyny zdradził, gdzie jesteśmy. Szła dalej po moich wskazówkach. Dotknęła wpierw moich stóp i zaczęła je całować. Weszła w rolę. Sunęła językiem wyżej – po kostce, przez łydki aż do ud. W końcu trafiła na mojego sterczącego fiuta. Ujęła go mocno w usta i zaczęła ssać.
– Czy tak dobrze, mój panie? – w głosie pobrzmiewała jej obawa, czy się sprawdza.
– Rób, co do ciebie należy – powiedziałem beznamiętnie, choć w rzeczywistości byłem nakręcony jak nigdy.
Zaczęła ssać mocniej. Z ogromnym zaangażowaniem. Jej dłonie błądziły po moim ciele. Nie widziała, ale wiódł ją instynkt. Jej język szalenie owijał się wokół główki penisa, to znów łaskotała nim moje jądra. Brała je w usta i cmokała głośno. W końcu zdecydowała się na coś, czego wcześniej nie robiła. Wzięła go całego, aż po jądra. Patrzyłem, jak ślina wypływa jej z ust, ledwo mieszcząc się w nich, gdy wypełniał je mój fiut. Zaczęła znów silnie pracować, ruszając głową góra-dół.
Nie wydałem z siebie choćby jęku, gdy dochodziłem. Chciałem, by wciąż była niepewna. A ona niemal wszystko połknęła. Pozwoliła, by szczęść spłynęła na jej usta i maskę.
– Czy teraz dobrze, mój panie?
– To się jeszcze okaże… – w rzeczywistości byłem zadowolony. I pewien, że to był dobry zakup.